Cześć! Nazywam się Kasia Herlender. Pomagam kobietom uwolnić się z klatki ciągłego starania się bardziej.
To moja osobista historia. Zdecydowałam się nią podzielić, bo być może, odnajdziesz w niej część siebie. To historia przechodzenia od lęku do odwagi. O zrzucaniu ochronnego pancerzyka, z wiarą, że ustoisz. O wstawaniu, gdy jednak upadasz. I (jak mówi uwielbiana przeze mnie Asia Chmura) o “tym całym cholernym pomiędzy”.
Jak to było
u mnie
Korzenie
Pochodzę z miejsca, w którym kobieta była tą słabszą. Niby ważną, użyteczną, ale jednak gorszą. Kawał swojej życiowej drogi przeszłam w męskim stylu – zorientowana na cel, czasem bez sentymentów, zawsze ze wszystkim pod kontrolą i zawsze z planem B (i C i D). Oczywiście w pancerzyku, aby nikt się nie zorientował, że z czymś sobie nie radzę czy czegoś się boję. Nie ma się co wystawiać na zranienie.

Rodzi się matka
Chciałam byłam idealną matką. Dać moim synom to czego sama nie dostałam. Z zapałem robiłam kolejne kursy o rozwoju dziecka, bliskościowym rodzicielstwie, komunikacji bez przemocy, żywieniu. Wiedziałam co powiedzieć, by budować poczucie własnej wartości, motywację wewnętrzną, krytyczne myślenie.
A jednak mówić z wiedzy, a z czucia to znacząca różnica. Bycie bliskościowym rodzicem, bez autentycznego bycia blisko siebie, jest wypalające. Jak możesz dawać, skoro sama nie masz? Przecież maskę najpierw nakłada się dorosłemu.
Trudne rodzicielstwo było pierwszym kryzysem, który skłonił mnie do pracy nad samą sobą. I dobrze!
Kiełkująca zmiana
Z czasem coraz bardziej czułam, że to, co robi mi dzień, to wspieranie innych. A to jakaś matka na fejsbukowych grupach podziękowała za mój głos. A to ktoś znajomy właśnie mnie wybrał, by powiedzieć o swoim trudzie. Koleżanka z pracy była poruszona, że dostrzegam ją i jej wysiłki. Inna doceniała, że pokazuję inną perspektywę i widzę wyjście z sytuacji, pozornie bez wyjścia.
Przypomniałam sobie, że przecież z jakiegoś powodu lata temu złożyłam papiery na psychologię (zrezygnowałam, bo Politechnika była praktyczniejsza jakaś).
Zaczęłam myśleć o jakimś innym zawodowym kiedyś. Z mocno towarzyszącym lękiem, co to za fanaberie przy zbudowanej pozycji zawodowej. I z rozmarzonym uśmiechem (bo wciąż jeszcze nie musiałam się z tym konfrontować).
A w międzyczasie wybierałam więcej aktywności etatowych, związanych z pracą z ludźmi. Prowadziłam grupę mentoringową. Korzystałam z umiejętności wyniesionych ze szkoleń dotyczących coachingowego stylu zarządzania. Liczyłam, że może to mi wystarczy? Bo dzieci, rodzina. Zagryzę zęby, a może jakoś powolutku cośtam na boku (o ile starczy czasu, matce – perfekcjonistce, ha ha!) zrobię.
Jak traktujesz swoje ciało – tak traktujesz siebie,jak traktujesz siebie – do takiego traktowania zapraszasz innych.
Marzena Barszcz
Tąpnięcie
Postępujące wypalenie zawodowe i chroniczne zmęczenie zaczęło generować coraz więcej objawów somatycznych. Trwał długi proces diagnozy choroby przewlekłej u mojego syna (i cały towarzyszący mu strach i poczucie winy, że mogłam zauważyć wcześniej). Doszły trudności drugiego dziecka, śmierć mojej Ukochanej Babci, z którą nie zdążyłam się zobaczyć. A wreszcie informacja, że powinnam się możliwie szybko ogarnąć zdrowotnie i zgłosić na operację.
Wspominam ten czas jak przez mgłę, bo poza opieką nad dziećmi, w zasadzie go przespałam – miałam w tej kwestii wieloletnie zaległości.
Dziś myślę, że bez tego kryzysu nie byłabym tu gdzie jestem. Ciągle odkładałam siebie na później. Moje ciało musiało powiedzieć mi stop. Gdyby nie te wszystkie trudne okoliczności i stan fizyczny, w którym się znalazłam, chyba nigdy nie uznałabym, że czas zacząć traktować swoje potrzeby serio i przestać rozważać je w kategorii zasługiwania na realizację.
Po wyjściu z najtrudniejszych chwil i opanowaniu wszystkich kwestii zdrowotnych wiedziałam, że już nie ma powrotu do tego co było. Skończyłam Szkołę Coachingową i odeszłam z etatu.
Rób to co robisz, ale kierując się miłością, a nie lękiem.
David R Hawkins
Moje Źródło Mocy
Dziś: nawet gdy tracę połączenie, potrafię wrócić. Zauważam własne zachwiania równowagi. Cierpliwie słucham wszystkich głosów, które się we mnie oddzywają – krytyka, lęku, naiwności, dzikości. Uznaję swoją kruchość, wiem, że jest o moich potrzebach i że dopiero ich zaspokojenie, da mi siłę. Potrafię połączyć się z gniewem. I dużo się śmieję 🙂
Ciągle łapię się na dużej potrzebie kontroli. I ciągle się uczę, że czasem złoto jest owinięte papierkiem z napisem nie wiem. Cierpliwość (chociaż to nie jest moja mocna strona) i czas bywa właściwą drogą.
Autentyczność wobec samej siebie jest moim fundamentem. To na niej buduję relacje z innymi ludźmi w życiu prywatnym i biznesie.
Kolejny to relacje – szczególnie te z innymi kobietami. Dają mi poczucie wspólnoty, są miejscem śmiechu, płaczu, marzeń i prawdziwego bycia. Czuję, że wiele z nas bardzo tego potrzebuje. Stąd płynie moja miłość do Kręgów Kobiet.
Od kiedy uznałam siebie za ważną – bez względu na osiągnięcia – potrafię o siebie dbać, słucham swojego ciała. Odpoczywam, gdy się zmęczę. Dalej lubię planować, ale robię to w wersjach minimum i maksimum i realizuję z uważnością na własną formę. A w planach uwzględniam czas na odpoczynek, wdzięczność, ważne relacje, dbanie o siebie, zabawę i przyjemność.
Zmieniłam swoje rozumienie słowa POMOC. Wiem, że sięganie po pomoc to sposób radzenia sobie. I lubię myśleć, że idziemy do kogoś po MOC. Jestem tą, do której się przychodzi, by zasiąść w spokojnej przestrzeni spotkania z samą sobą i tą która przychodzi do innych – do coachek, do psychoterapeutki, do psychiatry, na masaż, na jogę, na warsztaty czy kręgi.
Bywa, że dalej boję się zranienia i odrzucenia. Relacja z lękiem to przyjaźń na całe życie. Otulam swój lęk, obmyślamy co zrobimy, gdy to straszne się wydarzy. Głaszczę go po głowie i idę. Tam gdzie chcę. W swoim tempie. Na tyle na ile mam gotowość. To jest moja odwaga.
Mam w sobie miejsce na wszystkie moje części. Dopiero, gdy one wszystkie są obecne – mogę sięgać do własnego Źródła Mocy.
Dlaczego robię to co robię
Wierzę, że autentyczność to baza dla budowania szczęśliwego życia, wartościowych relacji, pracy, która daje satysfakcję. Autentyczność najpierw wobec siebie.
Wybrałam pracę z kobietami, bo widzę nasz ogromny potencjał. Wiem ile na raz potrafimy dźwigać. Ile wymagamy od siebie. Jak dużo mamy gotowości, by podejmować wysiłek na rzecz innych.
Złości mnie to jak ta codzienna, ciężka praca bywa niedostrzegana przez świat. Szczególnie praca emocjonalna. A mam w sobie taką zbuntowaną część, która uwielbia łamać schematy.
Początkiem wyjścia ze schematu jest to, byśmy zobaczyły i doceniły same siebie. Uważniły swoje potrzeby. Z czułością i opiekuńczością spojrzały na same siebie. Uznały siebie za wartościowe, dokładnie takie, jakie jesteśmy. Postawiły na własne cele i przestały się przekraczać w imię bycia miłą, elastyczną, wygodną dla innych. Zaczęły przed pytaniem Co powinnam zrobić lepiej? pytać Jak się mam i czego potrzebuję?
Czujesz, że możesz potrzebować towarzyszki podróży?
Wiem jak to jest przechodzić przez duże zmiany, wytrzymać niepewność, zbierać się na odwagę, by zburzyć stare i stabilne w imię upragnionego, ale niepewnego. Wiem jak ważne jest dbanie o siebie i uważność na potrzeby ciała w toku dużych zmian. W mojej pracy opieram się na wartościach, które sama praktykuję – autentyczności, czułości, szacunku i odwadze.
Kocham to co robię. Uwielbiam moje klientki. Uważam za ogromny przywilej to, że mi ufają i że mogę być towarzyszką w czasie jakiejś części ich życiowej drogi. I jestem bardzo wdzięczna sobie, za podjęcie wyzwania, a losowi, za wszystkie przeszkody, które naprowadziły mnie na właściwą drogę. Moją własną.
Powiedz mi, co zamierzasz zrobić ze swoim jedynym dzikim i cennym życiem?
Mary Oliver